niedziela, 9 listopada 2014

tytuł

Jako że wszystko przede mną wyżej powiedziano, ja tylko rozprawię się skrótowo z tym niemądrym mitem: w Polsce nie było nigdy inteligencji w jej zachodnim rozumieniu. Bardzo dbał o to kościół, któremu udało się odepchnąć wszystkie ożywcze prądy umysłowe od naszych granic. Inteligencją zwykło sie w Polsce zwać paniczyków-pięknoduchów. Coś zauważono i próbowano z tym zrobić w czasach Komisji Edukacji Narodowej, zaczątki pojawiły się pod zaborami. Okres powojenny to olbrzymi wysiłek państwa ale budowa warstwy inteligenckiej musiała startować od niemalże absolutnego zera. Uczyniono olbrzymi postęp. Ostatnie ćwierćwiecze to wielka praca katolików nad przywróceniem poprzedniego stanu prostracji umysłowej, bowiem ona jest opoką na której stoją kościoły łagiewnicki i toruński. Szczególnie zdanie o tym, jakoby “Rosjanie nie dopuścili aby polska inteligencja się odbudowała” jest monstrualnym kłamstwem, ale na rozwinięcie już nie mam czasu. Całe nasze “nieszczyńście ” od wieków polega na wiernopoddańczemu zawierzeniu Watykanowi i jego namiestnikom na kraj. Pisał o tym przejmująco m.on jeden z naszych “wieszczów” narodowych – Juliusz Słowacki.
Chytrze katabasi “ocalali” naród, język polski w czasie zaborów czy za peerelowskiej “komuny”, ale jak przyszło co do czego, czyli złapali wiatr w żagle, za przyzwoleniem kolejnych rządów, to po 1989 wzięli ludzi za pysk. I trzymają mocno!
To są niezmiennie “nasi okupanci”, o których w latach 30. ubiegłego stulecia pisał Boy-Żeleński.